....ale mam dobre wytlumaczenie. Od momentu, gdy wyjechalismy z Argentyny dostep do maila, znaczy internetu i telefonu nawet mielismy ograniczony, a praktycznie przez 5 dni bylismy odcieci od cywilizacji.... i wcale na to nikt nie narzekal.
Z Ushuai w Argentynie wyjechalismy dziennym autobusem, by po przejechaniu kilkuset kilometrow przekroczyc granice w San Sebastian, i jechac dalej w kierunku Ciesniny Magellana. Jeszcze po drodze dowiedzieismy sie, ze mocno wieje i nie kursuje prom przez ciesnine... hmmm bedziemy czekac, az wiatr oslabnie i zmienia sie prady wody. Czekalismy ponad 4 godziny. Absolutnie nie odczulam, by wiatr oslabl. Glowy chcialo pourywac, ale skoro ktos podjal decyzje, ze mozemy plynac, to cali szczesliwi weszlismy, a raczej nas wwialo na prom. Polgodzinna przeprawa i jeszcze tylko 2 h w autobusie i wyladowalismy w Punta Arenas. Na drugi dzien szybko zwiedzilismy miasteczko, a raczej jego jedyna atrakcje czyli cmentarz i dalej w droge. Puerto Natales, to tylko krotki przystanek na przepakowanie rzeczy i w droge do Parku Narodowego Torres del Paine.
4 dni z dala od cywilizacji.... choc ilosc Niemcow w wieku fanow gry w bingo, na to nie wskazywala, to rzeczywiscie mozna bylo odpoczac od pedu miasta i wynalazkow cywiluzacji.
Obiecuje, ze napisze wiecej, ale ilosc przezyc, widokow i kilometrow w nogach, raz pod gore raz w dol nie daje sie opisac w kilku zdanich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz