Świat jest mój

czwartek, 12 grudnia 2013

Kartki z Tajlandii docierają

Tylko 9 dni potrzebowały kartki wysłane z Bangkoku, by dotrzeć do odbiorców w Polsce. Mam nadzieję, że te wysłane w Myanmar z Yangon też w końcu dotrą... bo tym razem nie zrobiłam ich foty przed wysłaniem :)

wtorek, 10 grudnia 2013

Ceny w Myanmar - listopad 2013

Niewielu spośród Was te wiadomości się przydadzą, ale może na bloga trafi ktoś, kto właśnie wybiera się do Myanmar.

W listopadzie 2013 kurs wymiany wynosił 100$ = 96700 Kyat [cziat]
w hotelach trochę gorszy 96000 Kyat.
Ale prawda jest taka, że w hotelach za noclegi można płacić w dolarach, w niektórych tylko dolarami można płacić.

Hotele:
Mandalay - Fortune Hotel - 25$ za dwuosobowy pokój bez łazienki za noc
Bagan (Nyaung-U) - Innwa Gesthhouse - 25$ za dwuosobowy pokój za noc
Nyaungshwe - November Hotel - 30$ za dwuosobowy pokój za noc (stargowałam z 35 :)
Bago - San Francisco Hotel - 20$ za dwuosobowy pokój za noc
Yangon - Ocean Pearl Inn Hotel - 30$ za dwuosobowy pokój za noc

wg mnie najlepsze warunki były w Mandalay. Czysto, pachnąco i przyjemnie.

Woda - 300, 400 lub 500 Kyat za 1l butelkę (w zależności od miejsca zakupu sklepy, hotel)
Cola - 500 Kyat
owoce (ok. pół kg) 500 Kyat
cistka 600-1700 Kyat
piwo - 600 za 0,3 w knajpie w Mandalay, potem ok 1000K
sok/shake - 700-1500 Kyat w zależności od miejsca
zupa - 1500-2000 Kyat
II danie - 3000-4000 Kyat 
pizza - 5000-7000 Kyat

Taxi
- Mandalay 35000 Kyat (można jechać w 3-4 osoby i dzielić koszty)
- Mandalay (Mingun, Sagaing, Awa, Amarapura) 45000 Kyat (można jechać w 3-4 osoby)
Nyaungshwe - Pindaja 60000 Kyat (można jechać w 5-6 osób)
- Bago motobikem - 8000 Kyat
- Yangon - dworzec-hotel 2000 Kyat
- Yangon - hotel-ShweDagon Pagoda 2000 Kyat
- Yangon - hotel-lotnisko 7000 Kyat

Bilety
Mandalay ticket - 10000 Kyat
Mingun ticket - 3000 Kyat
Awa łódź - 800 Kyat
Bagan ticket - 15$
Inle Lake ticket - 10$
Inle Lake łódź - 30000 Kyat (może być nawet 5 osób)
Puppet Show - 3000 Kyat - WARTO!!! (Nyaungshwe)
Pindaya zone ticket - 2000 Kyat 
Inle Lake trekking - 10000 Kyat
Pindaya ticket - 3000 Kyat 
Bago ticket - 10000 Kyat (można pominąć)
ShweDagon Pagoda - 8 $

Przejazdy, przepływy :)
- Mandalay - Bagan - łódź - 40$ (można autobusem nocnym za 10000 Kyat, ale warto łodzią!)
- Bagan - Inle Lake (Nyaungshwe) - nocny autobus - 11000 Kyat
- Inle Lake (Nyaungshwe) - Bago - nocny autobus - 18000 Kyat
- Bago - Yangon - pociąg - 2$ za ordinary class

Cen w Tajlandii nie będę wpisywać, bo są dość zróżnicowane, kursy wymiany również.

Jeśli ktoś potrzebuje jeszcze jakiś info proszę o kontakt. Postaram się pomóc.


poniedziałek, 9 grudnia 2013

Ciekawostki, a może raczej standardy drugiej półkuli :) Myanmar 2013

Zawsze mam ochotę napisać kilka słów podsumowania i wypisać ciekawostki z danej podróży, ale przeważnie nie starcza mi już motywacji i jakoś to co tam na końcu świata wydaje się dziwne, nielogiczne czy inne - tu w domu, po powrocie ucieka z głowy.

Zapamiętałam tyle:

- w Myanmar jest ruch prawostronny, a większość samochodów jest z kierownicą po prawej stronie (sprowadzają zapewne z sąsiednich krajów i potem się gimnastykują prowadząc);

-  motorkiem można przewieźć wszystko - w ekstremalnej wersji jechałam w 3 osoby, w normalnej kierowca + ja z 2 plecakami (duży i mały), w softowej ja i kierowca :)  [znam takich, w których wjechał taki motorek z 3 kozami jako ładunek - skończyło się otwartym złamaniem nogi :(];

- jednym rzutem oka ogarniesz 3 stulecia - XIX wiek, gdzie ludzie ciężko pracują w polu narzędziami, które u nas już tylko w muzeach oraz XXI wiek - palmtopy, laptopy, tablety, ajfony, internety, wi-fi srifi, itp...;

- będąc w podróży, przymykając oko tylko na chwilę możesz przeoczyć co najmniej 4 ociekające złotem stupy;

- posążki Buddy spotkasz wszędzie, a dary jakie są mu składane znikają niepostrzeżenie (udało mi się pyknąć fotę prowodyra tego znikania);

- boso, połowę wakacji, zwiedzania zaliczyłam na boso :);

- w Mandalay piwo w knajpie jest tańsze niż w sklepie;

- lokalna Whisky jest tania jak .... chciałam napisać barszcz :);

- panowie nadal chodzą w tradycyjnych strojach "longyi" (taka kiecka wiązana w pasie), a panie nadal malują twarze thanaką;

- pranie i mycie się w rzece czy w jeziorze to norma zarówno na prowincji jak i w miasteczkach;

- praktycznie na każdym kroku młodzi ludzie robili sobie z nami zdjęcia (albo za przyzwoleniem, albo udając, że robią foty czemuś innemu - zawsze jednak dźwięk aparatu był włączony i z konspiracji nici :);

- w autobusach dalekobieżnych, nocnych, prócz ponumerowanych siedzeń są sprzedawane dodatkowe miejsca siedzące - czyli miejsca pomiędzy siedzeniami, gdzie stawia się małe, dziecięce, plastikowe krzesełka (patrz jeden z wcześniejszych postów o zdublowanych biletach);

- kto ma kasę i stać go na nowe auto zdobi je świecidełkami - oklejając nimi kierownicę i deskę rozdzielczą;

- lody podawane są z dodatkiem typu kukurydza (pyyyyyycha!!!);

- chiromanci i astrolodzy mają swoje "budki" gdzie przyjmują delikwentów nawet w samym centrum stolicy - no i mają branie :);

- w Myanmar tydzień ma 8 dni, ponieważ środa po południu, to już kolejny dzień;

- różnica czasu do Polski to 5,5 godziny - nie 5 ani nie 6 - ale 5,5 by się łatwiej zorientować. (a na dodatek 5 minut do przodu są przestawione wszystkie zegarki jakie widziałam);

- przyjmują tylko nówki sztuki dolary, takie wyprasowane jak spod drukarki świeżo, no i muszą być po 2006 roku i z "dużymi głowami"

- w miastach, a nawet w stolicy - Yangon, nadal wszędzie są rynsztoki, przykryte tylko betonowymi płytami, przeważnie popękanymi albo dziurawymi, śmierdzi i trzeba uważać, żeby w nie nie wpaść;


dla kobiet

- najpopularniejsza marka podpasek to "Eva" :);

- japońskie markowe kosmetyki są tam 3 razy tańsze niż w Europie;

- mają fatalny gust jeśli chodzi o ciuchy i tkaniny ubierane na siebie i dzieci.

Bieda, bród, rynsztoki, grzyb i pleśń są wszędzie. 
Za każdym razem, gdy wracam do domu po takiej wyprawie jestem pełna pokory. Jestem szczęśliwa, że urodziłam się tu, gdzie się urodziłam. Doceniam to co otrzymałam, do czego doszłam i kim jestem. Tu i teraz. 

Namawiam również do chwili refleksji....


środa, 4 grudnia 2013

Home sweet home

Taxi-bus, samolot, samolot, samochód, autokar, SKM-ka, samochód i jestem w domu :D
Od momentu wyjścia z hotelu do momentu przekroczenia progu mieszkania dokładnie 29,5 godziny. 5:50-5:20 no i oczywiście 6 godzin różnicy czasu.
Trochę pospałam w samolotach, trochę w autokarze, ale co to za spanie.
Z resztą na trasie BKK-CDG widoki z okna były obłędne! Wybrzeże Myanmar, delta Gangesu w Indiach, szczyty Himalajów, góry w Pakistanie czy Afganistanie, pustynia Kara-Kum w Turkmenistanie, góry w Gruzji, Krym, rumuńskie Karpaty, czy wreszcie zachód słońca nad Paryżem. W głowie hasło  "Nie spać - zwiedzać", bo pierwszy raz lecialam na tej trasie za dnia a nie jak zwykle nocą. Jak powiem, że zrobiłam ponad 100 zdjęć z samolotowego okienka, to ktoś mnie jeszcze uzna za normalną?

Przestawienie się na ok. 40 stopni niższe temperatury nie jest łatwe, wyrównanie 6 godzinnej różnicy czasu też nie jest pestką. Spotkanie z najbliższymi, wyspanie we własnym łóżku, kąpiel we własnej wannie i użycie własnego kibelka bezcenne!

Dzięki że byliście w tej podróży ze mną!

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Ostatki w Bangkoku

Po kilku dniach na wyspach trzeba już powoli wracać do rzeczywistości. Jeszcze zanim trafię z rajskiej plaży prosto w ołów polskiej pogody dwa dni jestem w Bangkoku.
Z Koh Phangan start o 12.30 łodzią do Surat Thani (z małym postojem jeszcze na Koh Samui), potem jazda na dworzec kolejowy autokarem, potem nocny pociąg z kuszetkami i "już" o 7.30 następnego dnia rano jestem w BKK. Na samą  myśl jeszcze mną buja :).
Bangkok przywitał nas niestabilną sytuacją. Niby nie czuć bezpośrednio, ale taksówki nie chcą jechać gdzie my byśmy chciały, tuk-tuki krzyczą ceny 4 razy wyższe niż normalnie, aż w końcu wracając do hotelu trafiamy w samo serce demonstracji... Tysiące ludzi wokół Democracy Monument, wszędzie flagi i hałas kołatek i gwizdków. Nie czułam się zbyt pewnie, ale przecież to kolejna z demonstracji, w której biorę udział przez przypadek, kolejna na końcu świata...
Jeszcze ostatnie zakupy, jeszcze powtórka ze zwiedzania miasta i czas się pakować... Mam nadzieję, że się zmieszczę :D