Świat jest mój

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Ciekawostki, a może raczej standardy drugiej półkuli :) Myanmar 2013

Zawsze mam ochotę napisać kilka słów podsumowania i wypisać ciekawostki z danej podróży, ale przeważnie nie starcza mi już motywacji i jakoś to co tam na końcu świata wydaje się dziwne, nielogiczne czy inne - tu w domu, po powrocie ucieka z głowy.

Zapamiętałam tyle:

- w Myanmar jest ruch prawostronny, a większość samochodów jest z kierownicą po prawej stronie (sprowadzają zapewne z sąsiednich krajów i potem się gimnastykują prowadząc);

-  motorkiem można przewieźć wszystko - w ekstremalnej wersji jechałam w 3 osoby, w normalnej kierowca + ja z 2 plecakami (duży i mały), w softowej ja i kierowca :)  [znam takich, w których wjechał taki motorek z 3 kozami jako ładunek - skończyło się otwartym złamaniem nogi :(];

- jednym rzutem oka ogarniesz 3 stulecia - XIX wiek, gdzie ludzie ciężko pracują w polu narzędziami, które u nas już tylko w muzeach oraz XXI wiek - palmtopy, laptopy, tablety, ajfony, internety, wi-fi srifi, itp...;

- będąc w podróży, przymykając oko tylko na chwilę możesz przeoczyć co najmniej 4 ociekające złotem stupy;

- posążki Buddy spotkasz wszędzie, a dary jakie są mu składane znikają niepostrzeżenie (udało mi się pyknąć fotę prowodyra tego znikania);

- boso, połowę wakacji, zwiedzania zaliczyłam na boso :);

- w Mandalay piwo w knajpie jest tańsze niż w sklepie;

- lokalna Whisky jest tania jak .... chciałam napisać barszcz :);

- panowie nadal chodzą w tradycyjnych strojach "longyi" (taka kiecka wiązana w pasie), a panie nadal malują twarze thanaką;

- pranie i mycie się w rzece czy w jeziorze to norma zarówno na prowincji jak i w miasteczkach;

- praktycznie na każdym kroku młodzi ludzie robili sobie z nami zdjęcia (albo za przyzwoleniem, albo udając, że robią foty czemuś innemu - zawsze jednak dźwięk aparatu był włączony i z konspiracji nici :);

- w autobusach dalekobieżnych, nocnych, prócz ponumerowanych siedzeń są sprzedawane dodatkowe miejsca siedzące - czyli miejsca pomiędzy siedzeniami, gdzie stawia się małe, dziecięce, plastikowe krzesełka (patrz jeden z wcześniejszych postów o zdublowanych biletach);

- kto ma kasę i stać go na nowe auto zdobi je świecidełkami - oklejając nimi kierownicę i deskę rozdzielczą;

- lody podawane są z dodatkiem typu kukurydza (pyyyyyycha!!!);

- chiromanci i astrolodzy mają swoje "budki" gdzie przyjmują delikwentów nawet w samym centrum stolicy - no i mają branie :);

- w Myanmar tydzień ma 8 dni, ponieważ środa po południu, to już kolejny dzień;

- różnica czasu do Polski to 5,5 godziny - nie 5 ani nie 6 - ale 5,5 by się łatwiej zorientować. (a na dodatek 5 minut do przodu są przestawione wszystkie zegarki jakie widziałam);

- przyjmują tylko nówki sztuki dolary, takie wyprasowane jak spod drukarki świeżo, no i muszą być po 2006 roku i z "dużymi głowami"

- w miastach, a nawet w stolicy - Yangon, nadal wszędzie są rynsztoki, przykryte tylko betonowymi płytami, przeważnie popękanymi albo dziurawymi, śmierdzi i trzeba uważać, żeby w nie nie wpaść;


dla kobiet

- najpopularniejsza marka podpasek to "Eva" :);

- japońskie markowe kosmetyki są tam 3 razy tańsze niż w Europie;

- mają fatalny gust jeśli chodzi o ciuchy i tkaniny ubierane na siebie i dzieci.

Bieda, bród, rynsztoki, grzyb i pleśń są wszędzie. 
Za każdym razem, gdy wracam do domu po takiej wyprawie jestem pełna pokory. Jestem szczęśliwa, że urodziłam się tu, gdzie się urodziłam. Doceniam to co otrzymałam, do czego doszłam i kim jestem. Tu i teraz. 

Namawiam również do chwili refleksji....


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz