Nasz obrotny manager Hotelu Plaza zorganizował nam taksówkę, którą mieliśmy przejechać 300 km z przerwami na zwiedzanie. Z taksi nie miało to nic wspólnego - jego kolega po prostu wczoraj kupił nowy samochód. Auto miało na siedzeniach jeszcze folie i pachniało fabryką, a na dodatek podsufitkę już miało wysmarowaną jakimiś farbkami (na szczęście) a na lusterku wisiały jakieś kwiatki.
Zmierzaliśmy w kierunku Ajanty i Ellory.
Ajanta nie jest najpopularniejszym miejscem wśród turystów - ale... powinna być i mam nadzieję, że wkrótce będzie zawsze ważnym punktem na trasie.
Ajanta to dolina rzeki, w której w zboczu zostały wykute przepiękne świątynie. Misterium sztuki i rzeźby. Z zwenątrz wyglądają bardzo niepozornie, ale każda z kilkudziesięciu świątyń to perełka.... I pomyśleć że to II w.p.n.e.
Ellora - to z kolei największa na świecie wykuta w zboczu skały świątynia. Aby móc sobie w jakikolwiek sposób wyobrazić jej rozmiar - to dodam, że jest większa od paryskiej Notre Dame. Wchodząc do niej ciarki przechodzą po plecach - bo jak patrzysz w górę i widzisz kilkadziesiąt metrów litej skały, tony kamienia nad głową.... hmmmm oby ziemia nie zadrżała.
Ale nie dość atrakcji na dziś - atrakcjami byłyśmy my - Karinka i ja :) Niewiele było tam zagranicznych turystów, większość stanowili lokalesi, więc jak tylko nas zauważali, to od razu podchodzili i koniecznie chcieli sobie z nami zrobić zdjęcia. No i jak odmówić? To robimy sobie te fotki, oni oczywiście potem chcą dziękować podając rękę, ściskając, pytając skąd jesteśmy, jak mamy na imię itp. Na początku było to nawet zabawne, ale potem zaczęło męczyć, bo zwiedzanie utrudniało skutecznie, a i tyle razy ręki to dawno nie uścisnęłam. Żeby ich trochę odstraszyć zaczęłyśmy się wygłupiać i wołać o 100 Rs za każde zdjęcie, oczywiście śmiali się i tak ustawali do zdjęcia obok nas...
No cóż, popularność potrafi być męcząca :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz