Świat jest mój

sobota, 16 listopada 2013

Inle Lake łodzią... smrod motorków, komercja i jeden wielki market. Kukiełkowe show jednak ładnie zamknęło dzień.

A myślałam naiwnie, że nie będzie tak jak wzedzie, że jeszcze ostały się miejsca, że można wjechać  (tu wpłynąć) do wioski i zobaczyć prawdziwe życie, a nie popisowe sztuczki. Wycieczka na jezioro była fajna do czasu, gdy pierwszy z rybaków podpłynął i po zaprezentowaniu ryby powiedział do mnie 'many ser'. Potem było juz tylko gorzej... manufakturka cygaretek, jubiler, szwalnia, tkalnia, a każda zakończona sklepem z cenami x5 w stosunku do ryneczku. Do przyjemności też nie należało wdychanie spalin z tysiąca łodzi. Nie chcę narzekać, bo generalnie mi się podobało wiele momentów i rzeczy (szczególnie te drobiazgi, które sobie kupiłam na pamiątkę z Myanmar)  ale szkoda,  że i tu kasa rządzi wszystkim i wszystkimi.
Obiadek na jeziorze za to smakował wyśmienicie, a wieczorny Puppet Show klasa!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz