Pobudka, pakowanie, śniadanie (znajome już placki i kawa) i
wyjazd z czerwonego miasta. Taxi, potem autobus i jedziemy jedną z bardziej
niebezpiecznych przełęczy Tizin Tiszka do Aguim. Tu przesiadka na Land Rovera i
wraz z bagażem – oczywiście na dachu, ruszamy w głąb Atlasu Wysokiego. Widoki
niesamowite, tony kurzu i piosenka na ustach – tak dotarliśmy po paru godzinach
trzęsienia do oberży Sidi Ibrahima. Ilością śmiechu i głupawki, jaka nas na tym
dachu dopadła moglibyśmy obdzielić wszystkich sztywniaków z Wielkopolski J
Noc postanowiliśmy spędzić na tarasie pod gołym niebem, więc zjedliśmy pysznego
tadżina, napiliśmy się „whisky Berber” i ułożyliśmy się wprost pod Drogą
Mleczną...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz