Świat jest mój

środa, 6 października 2004

Marakesz, zamykam oczy i widzę ...

Poranek w Marrakeszu. Teddy za wszelką cenę próbował nas wyrwać wcześnie z łóżek! Pytanie, – dlaczego tak wcześnie?? Przecież jesteśmy w arabskim kraju, tu czas nie ma większego znaczenia... Śniadanie zjedliśmy w knajpce obok hotelu – placki niewiadomo z czego, ale z miodem i serem oraz cafe latte – PYCHA! Teraz widzimy ten sam Marrakesz, ale zupełnie inny – trochę ospały, ale przebudzający się do życia. Zwiedzamy centrum, medinę, podziwiamy mury, meczet Kutubija z 70 metrowym minaretem. Po kilku godzinach chodzenia mamy dość suków i naganiaczy, fałszywych przewodników i gości, którzy nie mają pojęcia gdzie jesteśmy, a mimo to wskazują nam drogę! Wracamy do hotelu na sjestę, a tam są już dwie Anie, Rafał i Adam – razem idziemy na obiad – hmmmm do tej pory zastanawiamy się czy nie jedliśmy tam kota J Kolejny spacer po medinie i wizyta w garbarni. Allachu dziękuję ci za gałązkę mięty, którą mogłam mieć wtedy pod nosem!! W przeciwnym razie... uzewnętrzniłabym się od tego smrodu!! Potem odwiedziliśmy Medresę – szkołę kanoniczną – cudeńko z drewna cedrowego, i przez odległe od centrum zakątki wróciliśmy do hotelu. Tu Żywiec z Polski i melon na deser, a potem kawa w restauracji na dachu z widokiem na plac. To widok, który mam przed oczami jak myślę o Marrakeszu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz