"I travel because my life is an adventure I create" Podróżuję, bo lubię... a może nawet i kocham :) Piszę, bo chcę się z tym dzielić, a że nie jestem systematyczna... trudno. Kto chce i tak jest na bieżąco :) Pozdrawiam czytaczy i czekam na komenty :) 3wa
wtorek, 5 października 2004
Najsłynniejszy plac Afryki – mój ulubiony
Tego dnia byliśmy już odważniejsi. :) Na śniadanie kawałek buło-ciasta i sok ze świeżo wyciskanych owoców. Szybkie przejście przez cuchnącą medinę do Meczetu Hasana II i zwiedzanie. Na bosaka przeszliśmy te tony wypolerowanego marmuru (100 x 200 x 65), podziwialiśmy otwierany dach – niestety zamknięty, i przez okna spoglądaliśmy na ocean. Uważam, że to jedyne miejsce w Casablance warte zobaczenia. Zabraliśmy rzeczy z hotelu i taksówką pojechaliśmy na dworzec, zjedliśmy mały obiadek w przydworcowej knajpie (gdzie oczywiście byłyśmy z Asią jedynymi kobietami) i w drogę do Marrakeszu. Pociąg – ok. 4 h jazdy w całkiem przyzwoitych warunkach – potem taksówka do centrum i zakwaterowanie w hotelu, gdzie na drugi dzień ma dojechać „samochodowa” część grupy. Od razu poszliśmy na najsłynniejszy plac Afryki – Jemaa El Fna – plac kipiał życiem i gotującym, grilowanym i pieczonym jedzeniem. Miliony knajpeczek na 2 kółkach z naganiaczami z każdej strony! Owoce morza, ryby, mięsa, sałatki, – czego dusza i żołądek zapragnie! I najlepszy w zachodniej Afryce sok ze świeżo wyciskanych pomarańczy. A wokół miejscowe rzemiosło – człowiek z gitarą i kogutem, gość z wężem i małpą i mnóstwo innych cudaków. Inny świat!! Podobało nam się! „Mimo tego, co piszą w przewodnikach – 94% turystów po przybyciu do Marrakeszu już nigdy nie chce tu wrócić – my należymy do pozostałych 6%, które zapewne wcześniej zwiedzały Casablankę” Mimo, że jedzonko było smaczne to nie omieszkaliśmy zażyć szczepionki od Taddiego (Śliwowica z Polski 70%)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz