Wstawaliśmy grubo przed wschodem słońca i kolejnym Land
Roverem, ale tym razem już w środku, w rytm berberyjskiej muzyki ruszyliśmy do
Souk-el-Hat – stolicy regionu, gdzie co niedziela (a tego dnia była niedziela
właśnie) odbywa się targ, na którym mieszkańcy okolicznych wiosek sprzedają i
kupują swoje plony, zwierzaki, wyroby rzemieślnicze i inne cuda. Byliśmy
atrakcją targu, ja w głos – oczywiście po polsku – zachwalałam marchew,
ziemniaki i melony na jednym ze stoisk, Teddy-Di naprawiał wagę, Piotr
paradował w okularach-serduszkach. Dla nas atrakcją był piec chlebowy, kuźnia,
głowy kóz na ladzie... o flakach nie wspomnę. Herbatę wypiliśmy u miejscowego
prominenta i wyruszyliśmy w dalszą drogę zostawiając za sobą prawdziwy
berberyjski styl życia i prawdziwych górali. Land Roverem dojechaliśmy do
Aguim, gdzie z wielką szpilą w sercu czwórkami podążyliśmy w przeciwnych
kierunkach. Samochodowa grupa Osy wróciła do Marrakeszu, a my w taksówkę i do
Warzazatu i dalej do Baumalne de Dades. Oj działo się w tej drodze wiele! Asia
została szczęśliwą posiadaczką kultowej czapki, „zepsuliśmy” 2 taksówki,
zrobiliśmy zdjęcie grzebienia kierowcy :), powstał przebój
wyjazdu (poniżej) autor – odkryty talent – Piotr.
Wieczorem hotel w Baumalne, spacer po miasteczku, zakup
ramadanowych ciasteczek i mleka na śniadanie, kolacja – oczywiście tadżinek,
„uroczyste” przyjęcie szczepionki i spać.
Maroko
Wspominając wspólny pobyt w Maroku,
Serce śmieje się tak beztrosko,
Czasem łezka zakręci się w oku,
Co tu gadać? W Afryce było bosko!
„Pamiętajmy” gumowego passata,
W każdym oknie przyzdobioną kratę,
Jakże byłaby to wielka strata
Zapomnieć tak pyszną smakową herbatę.
Chciałbym teraz zasnąć pod gwiazdami,
Anię „Płytę” mieć znów za patronkę,
Zasiąść sobie do tadżina z flakami,
I szybko od Tadzia pociągnąć szczepionkę!
A więc w pociąg do Mongolii wrzuć graty,
Lub polećmy berberyjskim dywanem,
I nie róbmy niczego na raty.
BO NIC NIE TRZEBA ROBIĆ ZGODNIE Z PLANEM.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz