Świat jest mój

sobota, 9 października 2004

Pierwsza lekcja arabskiego i pluskwy

Rano, pakowanie śniadanie i kolejna dachowo-bagażowo-osobowa wyprawa Land Roverem – tym razem do Atqi, maleńkiej wioski wśród gór Atlasu. Tam zostawiliśmy prezenty dla dzieci w szkole – radości nie było końca – chłopaki rozegrali mecz berberyjsko-polski na moście – gdzie kibicami byli wszyscy mieszkańcy okolicy :). Potem spacer po duarach – wszędzie zaproszenia na herbatę, chleb i masło czasami oliwę i miód. Otwarte serca tych ludzi i serdeczność, z jaką nas przyjmowali były dla nas zaskakujące. Praktycznie nie mogliśmy się z nimi porozumieć, ale atmosfery tego dnia nie zapomnę do końca życia! Każdemu życzę możliwości przeżycia choć jednej godziny w całym długim życiu, takiej jak my mieliśmy cały dzień. To pozwala powrócić myślom na właściwe tory, pozwala zobaczyć wartości i poczuć to, co wypiera z nas cywilizacja i świat codzienności.
Ibn Batuta – XIV wieczny podróżnik z Tangeru powiedział: „Kto podróżuje, wie więcej niż ten, kto długo żyje.” Chyba tego dnia dowiedziałam się najwięcej.
Po południu nauczyciele z miejscowej szkoły poprowadzili specjalnie dla nas lekcję arabskiego – byliśmy niezłą atrakcją dla dzieci, które przez okna obserwowały nasze wysiłki w powtarzaniu: elifun, beun.....
Wieczór spędziliśmy w maleńkim pokoju naszych nauczycieli przy najpyszniejszym na świecie kurczaku w cynamonie, śpiewając polskie i arabskie piosenki, rozmawiając w pięciu językach :)

Noc spędziliśmy w jednym z gospodarstw – jej efekty są widoczne na mojej twarzy – jakieś moskity – najprawdopodobniej pluskwy były spragnione polskiej krwi – na mnie trafiło! Piotra też nie oszczędziły – skromne 35 ugryzień na dłoni! Ale twarz to twarz! ;(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz