Świat jest mój

poniedziałek, 11 października 2004

Plantacje daktyli i miejscowy sikacz

Słodkie śniadanie na tarasie, wielkie targi z taksówkarzem i przejazd przełomem rzeki Dades. Widoczki fajne, ale bez wielkich rewelacji. Jedynie kazby, wioski i plantacje daktyli zwróciły naszą uwagę, ale przewodniki naprawdę przereklamowują to miejsce – no chyba, że nie patrzyłam gdzie powinnam była. Popołudnie spędziliśmy w przydrożnej knajpce, gdzie przy obiadku, kawie, coli i wierszykach minęły chyba ze 3 godziny... Potem autobus do Tinerhir, dość obskurny hotel i spacer po targowisku. Poznany gość – sympatyk Polaków zaprosił nas do swojego sklepu z dywanami, srebrem i wszystkim innym, co można wcisnąć turyście – nie daliśmy się! Ale gość zaprosił nas na kolację. Kupiliśmy 2 butelki miejscowego sikacza i poszliśmy. Jedzonko było całkiem dobre, wino kiepskie, a i atmosfera trochę podupadła, więc wróciliśmy do hotelu i spać!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz