Świat jest mój

wtorek, 12 października 2004

Noc w tuareskim namiocie i ziarenko Sahary na dnie serca

Śniadanko – mmmm cudo! Chłopcy przygotowali sałatkę owocową z jogurtem – paluszki lizać! Plecaki zostawiliśmy na zapleczu hotelu i taksówką pojechaliśmy do przełomu Todra. No, tu już wysokość skał i widoki zrobiły na nas wrażenie. Ten rejon stał się atrakcją dla wspinaczy – widzieliśmy paru szaleńców jakieś 150 m od ziemi (bez spadochronów). Chłopaki też postanowili zdobyć jakiś szczyt – my z Asią za to dzielnie robiłyśmy zdjęcia z dołu :). Wypiliśmy „whisky Berber” i w dalszą drogę. Wraz z Człowiekiem z Jednym Zębem i jego przyjacielem jedną taksówką (bo w Maroko taksówki są 6-cio osobowe + kierowca) wyruszyliśmy w stronę pustyni. Długa i ciasna droga do Erfoudu, przesiadka i dalej do Rissani i Merzugi. Po drodze widziałam najpiękniejszy zachód słońca!!!!! Niebo płonęło setkami odcieni żółci i czerwieni, jakby gorąca lawa spływała na ziemię. (zobaczycie na zdjęciach.... choć nie oddają tego nawet w kilku procentach). W Merzuga zostawiliśmy duże plecaki, przesiedliśmy się na wielbłądy i ruszyliśmy na pustynię. 2 godziny na garbie – „Cameleon”, „Kamiś”, „Kamelia” i „Mój jest najlepszy” zawiodły nas do oazy na środku Sahary (umówmy się, że to był środek :)). Kolacja, noc w tuareskim namiocie z wielbłądziej wełny i wschód słońca na wydmie. To będzie się wnukom opowiadać!!! Pustynia jest fascynująca, jest czerwona, pomarańczowa, żółta, jest przyjemna w dotyku, jest ogromna, jest dzika, jest groźna, jest zimna, jest gorąca!

Kilkanaście jej ziarenek pozostało w moim sercu!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz