Świat jest mój

czwartek, 14 października 2004

Na nartach, po wydmach ... piachu ci mam dostatek :)

Sama nie mogłam w to uwierzyć, ale na własne życzenie wstałam o 5:30, by jak najszybciej znaleźć się na wydmach – tym razem naszym celem wcale nie było oglądanie wschodu słońca na pustyni, ale.... narciarstwo piaskowe!! :)

Przygoda jak mało kiedy! Chłopaki z uporem maniaka wciskali za małe buty na nogi, by choć kilka chwil poszusować po Saharze! Zjazdy dość wolne, ale za to fikołki i salta Piotra zwalające z nóg. Ja jako wyśmienita narciarka ustałam na nartach jakieś 3 sekundy :). Ale zabawa była przednia! Szybko wróciliśmy po plecaki i w „biznes klasie”, – czyli w bagażniku busa, w którym jechało 27 osób ruszyliśmy do Rissani. Pożegnaliśmy pustynię! Śniadanie w barze i wyruszyliśmy na targ. Takiej ilości daktyli, przypraw, ziół, zwierząt, ludzi i innego cuda w jednym miejscu, to chyba wcześniej nie widziałam. No i przede wszystkim: PARKING DLA OSŁÓW! Jakiś miejscowy szaman zajął się moją opuchniętą, – bo oczywiście na pustyni coś mnie użarło – nogą. Pomogło! W taksówkę i jedziemy nad wodę, bo piachu mam ci ja na razie dostatek. Przez krainę 2 milionów palm daktylowych dojechaliśmy do Blue de Meski – ulubionego przez tubylców miejsca wypoczynku – źródełka wśród gór. Teraz to raczej źródełko w betonie, ale po porannych szaleństwach na pustyni woda w każdym opakowaniu – byleby dużo była super! Cały dzień leniuchowaliśmy w basenie i na brzegu. Na deser wciągnęliśmy melona i odmoczyliśmy się za wszystkie czasy. Po południu wsiedliśmy do taxi do Er-Rachidii, tam obiadokolacja i dalsza część leniuchowania w knajpie przed całonocną podróżą autokarem do Fezu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz