Świat jest mój

środa, 1 października 2008

Odcisk na sercu na zawsze?

Do Delhi dotarliśmy po długiej kombinowanej podróży... z Poznania autem do Frankfurtu nad Menem, potem samolotem do Dubaju, oczekiwanie na lotnisku - trochę za długie, ale za to na ścianach Rolexy informujące o aktualnej godzinie i sztabki złota poukładane w palmy, lot do Delhi i już. 

Dla mnie ta podróż rozpoczęła się jeszcze w Lęborku, tuż po weselu i poprawinach u siostry wsiadłam w pociąg do Poznania. Jeszcze chwilę temu w szpilkach i full make-upie, a teraz... no będzie ciekawie!

Raptem po ponad dobie jesteśmy na miejscu. Pierwsze wrażenie - gorąco i... śmierdzi. Taka mieszanka brudu, potu, moczu i lepkiego powietrza składającego się w większości ze spalin. Głęboki oddech i... no to zaczynam wakacje :)

Pierwsze myśli to totalny mętlik w głowie, obawa by nie nadepnąć na kogoś śpiącego na chodniku, bieda której w życiu nie byłam w stanie sobie wyobrazić. Krowy spacerujące pośród trąbiących rikszy i aut, żebrzące psy i dzieci, kierowcy wszystkiego co się może przemieszczać nagabujący o transport.
Z pierwszego dnia w Indiach zapamiętałam, że: 
1. można mieć NIC, 
2. intensywność smrodu może wywołać odruch wymiotny kilkanaście razy na minutę, 
3. załatwianie swoich potrzeb fizjologicznych w miejscach publicznych to norma, 
4. szczury i karaluchy na peronach dworca nie są niczym dziwnym, 
5. bekanie i plucie wokół siebie są odruchem naturalnym,
6. biały kobiecy dekolt może wywołać niezłe zamieszanie (szczegóły poza anteną) ....


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz