Świat jest mój

środa, 1 czerwca 2011

Museo de Coca & Chacaltaya

Wczoraj zapomnialam napisac, ze odwiedzilam jedno z najdziwniejszych muzeow jakie mozna sobie wyobrazic. Bylam w Museo de Coca. Cala historia koki, kokainy i wrecz przepisy jak zrobic... no wiedza w pastylce na wyciagniecie reki.
Polazilysmy tez po La Paz. Dla mnie to takie San Francisco poludnia. Gdziekolwiek czlowiek nie chce sie przemiescic, to albo musi isc w gore albo w dol. Ale w koncu nie ma sie co dziwic czesc La Paz lezy na wysokosci 3800 a sa czesci ktore sa polozone nawet na 4300. No wiec skrzybalam sie to raz pod gorke raz w dol, by jak najwiecej tego miasta zobaczc. Bylysmy tez na ulicy czarownikow. Procz ziol, ziolek i oczywiscie lisci koki na straganach byly rowniez posuszone plody lam... dziwny widok.
Wczoraj tez jakis wirus probowal mnie rozlozyc, ale sie nie dalam. Mialam temperature i rozstroj zoladka, ale na szczescie juz dzis to tylko wspomnienie. Ale tylko dla mnie, bo Wiesia od wczoraj wieczorem lezy w lozku lub biega do toalety. Oby do jutra jej przeszlo.
A ja dzis pojechalam na wycieczke. Postanowilam w dosc lekki sposob zdobyc swoj pierwszy pieciotysiecznik! I udalo sie!!!
Dzis 1.06. weszlam na 5430 m npm. Gora Chacaltaya juz zdobyta! Widoki przecudne, ale wysokosc... doslownie zapiera dech w piersiach. Z 5300 na ktore wjechalam :) na 5400 szlam 25 minut co 5 krokow robiac przerwe na glebsze oddechy. Powietrze tak rzadkie, ze zmeczenie natychmiast zwalalo z nog. Zadyszka jak u starego zmeczonego osla. Ale... WARTO!!!! Ze szczytu widac oddalone jezioro Titikaka, La Paz i inne szczyty - juz szesciotysieczniki. Najblizej bylam takiego 6088, ale nie pamietam nazwy.
Wrocilam do Hostelu, Wiesia nadal w lozku, teraz troche pisze, ale zaraz chyba wybiore sie na miasto, bo szkoda siedziec na miejscu.
Jutro lecimy znowu do Peru, do Cuzco. Bede sie meldowac.

PS. Buziaki dla wszystich dzieci z okazji ich swieta :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz